wtorek, 24 lipca 2012

14. ,,Nie wygadaj się!''

Cześć wszystkim! Na początek mam do Was pytanie : Jak się podoba nowy wygląd bloga? Przyznam, że trochę się nad nim napracowałam i chcę usłyszeć opinię. :) Mam nadzieję, że pozytywną. :) Zmieniłam kolorystykę, bo uznałam, że poprzednia była za jasna i nudna. Zmieniłam na nieco bardziej tajemniczą. Liczę, że się podoba, ale jeśli nie to piszcie, a wymyślę coś innego, albo przywrócę poprzednią, chociaż naprawdę mam ogromną nadzieję, że obecny wygląd się Wam spodoba.
A teraz co do notki...Jest krótka, bo nie miałam zbyt dużo pomysłów, ale postaram się, aby przyszłe były dłuższe. Nic jednak nie obiecuję, gdyż Pan Wena przestał mnie lubić. To co zaraz będziecie czytać jest czystą improwizacją. Nic, ale to nic nie wymyślałam kilku dni. Po prostu usiadłam i zaczęłam pisać to co mi pierwsze na myśl przyjdzie...Dlatego może być nudno i niepoprawnie gramatycznie. Wybaczcie mi te wszystkie pomyłki.


~*~


Przez kilka następnych dni nie mogłam odpędzić od siebie myśli związanych z tym co powiedział mi Scorpius...Cały czas siedzą zamknięci w jednym pokoju i nie wpuszczają tam ani mnie, ani mojej matki. Jak pytam ojca, co tam robią to ten wybucha wrzaskiem, że już żadnych tajemnic nie można mieć w tym domu! Jak mam więc zapytać o śmierciożerców? Nigdy nie wpuszczą mnie do tej ich ''tajnej organizacji''. Byłam niemal pewna, że knują coś przeciwko Hogwartowi! Ten kto choć raz zwiąże się z czarną magią, nigdy nie będzie w stanie o niej zapomnieć. A rodzina Malfoy'ów niegdyś wiernie służyła Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Dlaczego więc miałabym sądzić, że nie chcą wrócić do dawnego stanu ducha? Może uznali, że wtedy było im lepiej?
   No i pozostaje jeszcze kwestia Scorpiusa...Miałam wrażenie, że mnie okłamał. Że coś przede mną ukrył, jakąś ważną informację. Być może najbardziej istotną. Pragnęłam to z niego wycisnąć, ale zdawałam sobie sprawę, że mi się nie uda. Malfoy nigdy nie zdradziłby swojej własnej rodziny. Po co więc próbować na marne? Tylko stracę czas, który może się bardzo przydać.
   Pewnego dnia, zmierzając ku sali do transmutacji, natknęłam się na Scorpiusa, Toma i Carola, którzy o czymś rozprawiali. Nie wiedziałam o czym, bo każde z nich mówiło tak cicho, że nawet gdybym stała metr od nich to nie miałabym najmniejszych szans, aby cokolwiek usłyszeć. Nic więc dziwnego, że gdy jeden zabierał głos, drudzy się do niego przybliżali...Schowałam się więc za ścianą i jednym okiem obserwowałam dalszy rozwój wydarzeń. Nic mi to jednak nie dało, bo Ślizgoni tylko stali i szeptali między sobą, co wprawiło mnie w bardzo zły humor. I z takim właśnie udałam się na lekcje transmutacji.


***


- Powiesz mi wreszcie o co ci chodzi?! - zagadnęła mnie Katie, kiedy McGonagall zajęta była karaniem Kevina za zmienienie koloru włosów Mary z brązowych na niebieskie.
- Nie rozumiem...- udałam niewiniątko. 
   White prychnęła. 
- Jasne! Cały czas siedzisz naburmuszona i ani razu się nie zgłosiłaś. ANI RAZU! Ty i cisza na lekcji? Nawet dziecko wiedziałoby, że coś się gryzie. Przecież zawsze słychać tylko ciebie! Oczywiście nam, Gryfonom, to nie przeszkadza, bo nasz dom dostaje wtedy 10 punktów, ale dzisiaj? Tylko tyle straciliśmy! - zauważyła moja przyjaciółka, oskarżycielskim tonem. 
- Po prostu źle się czuję - skłamałam, co nie do końca mi się udało, bo Katie podniosła niedowierzająco brwi. - Naprawdę! Brzuch mnie boli...- wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak żałośnie wychodzi mi wciskanie ludziom kitu.
- Czyżby? Wcześniej chyba wszystko było okej...Rozmawiałyśmy...Tak jak zawsze...A potem wyszłaś i ruszyłaś w stronę tej sali...Weszłaś...I się zrobiłaś właśnie taka - obejrzała mnie od czubka głowy po palce u stóp.
   Postanowiłam tego nie komentować. W ogóle nie miałam ochoty na rozmowy z Katie. Ostatnio wcale się nie dogadywałyśmy. Skąd miałam pewność, że jeśli jej powiem o co naprawdę mi chodzi, nie wygada tego Scorpiusowi? Zwłaszcza, że zaczęli się ze sobą prowadzać. Głównie przez to przestałam jej bezgranicznie ufać... 
- Rose - upominała mnie przyjaciółka. - Proszę, powiedz co się stało? Mi możesz zaufać!
- Ech...- postanowiłam sięgnąć po inną deskę ratunku. - Chodzi mi o Mike'a. Zaczyna mi go brakować coraz mocniej. Wiem, że wyglądam jakbym się już pozbierała, ale tak nie jest. Ostatnio znalazłam swój stary pamiętnik i tam było opisane jak się razem świetnie bawiliśmy i...sama wiesz...Zrobiło mi się bardzo smutno. Zapragnęłam wrócić do tamtych chwil, ale nie mogłam. I się nieco podłamałam...
   Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent byłam pewna, że Katie to kupiła. Mina jej zrzedła, objęła mnie czule ramieniem i spojrzała oskarżycielsko na Lucasa, który wyciągnął ręce w obronnym geście. 
- Wiem co czujesz, ale mówię ci - nie warto! Masz mnie, Mary, Scorpiusa...W razie czego możesz udać się do McGonagall. Ona, jako dyrektor szkoły, będzie wiedziała jak cię pocieszyć. A poza tym jest...jakby to delikatnie ująć...starą babcią. Na pewno zna jakieś sposoby na poprawienie humoru. 
- Ależ oczywiście, że znam takie sposoby, panno White! Jednym z nich jest trzydniowy szlaban u mnie w gabinecie, który od jutra się obowiązuje! - usłyszałyśmy za sobą głos McGonagall, tak nagle, że aż podskoczyłyśmy. 
- Ja?! - jęknęła Katie, jednocześnie piorunując spojrzeniem Kevina, który zachichotał. - Przecież nic nie zrobiłam! - zwróciła się z powrotem do profesor.
- Ależ zrobiłaś. Za plotkowanie na nauczyciela za jego plecami również jest kara, moja droga! - oznajmiła cicho Minerwa, uśmiechając się tryumfalnie. - Jutro o ósmej u mnie w gabinecie. Pomożesz mi w sprawdzaniu waszych prac domowych. Rzecz jasna, ja będę spra...
   McGonagall musiała przerwać swój monolog, gdyż w tej samej chwili do sali wkroczył Neville Longbottom, nauczyciel zielarstwa. Za czasów, kiedy moi rodzice uczęszczali do Hogwartu, profesor Neville był ich dobrym przyjacielem. Chętnie służył im pomocą i bardzo przyczynił się do wygrania bitwy o Hogwart.
- Witaj, Minerwo - rzekł profesor, kłaniając się nisko. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym prosić Rose Weasley na stronę. Mam dla niej pewną wiadomość. Rose - tu zwrócił się do mnie - chodź.
   Poczułam na sobie spojrzenia całej klasy. Wstałam powoli i udałam się wraz z profesorem zielarstwa na korytarz. Tam zamknęłam drzwi klasy, oparłam się o ścianę i zaczęłam obserwować jak Longbottom przechadza się to w prawo, to w lewo.
- O co chodzi, profesorze? - wyszeptałam po dłuższej chwili milczenia. - Po co wyprowadził mnie pan z klasy?
   Profesor zatrzymał się. 
- Twoi rodzice... - zaczął, podnosząc na mnie swoje inteligentne oczy. - Jak zapewne wiesz, biorą udział w pewnej bardzo ważnej misji... - przytaknęłam niepewnie. - Otóż napadnięto na mugoli i prowadzą dochodzenie kto to uczynił. Mówi się, że byli to śmierciożercy.
- A co to ma ze mną wspólnego? - przerwałam i zaraz tego pożałowałam, gdyż profesor skarcił mnie wzrokiem.
- Panno Weasley, nie ładnie to tak wtrącać się, kiedy ktoś mówi! Gryffindor traci pięć puntków! Spróbuj mi przerwać jeszcze raz, a straci ich piętnaście! - powiedział Longbottom, a ja kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. - A więc na czym to ja...ach, tak! Śmierciożercy...Eee...Słyszałaś może historię bitwy o Hogwart?
- Niestety nie całą, proszę pana. Tylko kilka faktów...- odparłam, zgodnie z prawdą. Nikt nigdy nie potrudził się, aby opowiedzieć mi tę opowieść w całości, a sama nie prosiłam.
- Och, doprawdy? To...to poniekąd niedobrze. Uczniowie tej szkoły powinni znać jej historię, a bitwa o Hogwart ma w niej szczególnie znaczenie...A czy wiesz kim byli Malfoyowie?
- Tak! Była to para śmierciożerców, Narcyza i Lucjusz. Mięli syna Dracona, który obecnie jest ojcem Scorpiusa. Ten ostatni siedzi w tej sali - wskazałam palcem na drzwi, za którymi toczyła się lekcja transmutacji.
- Doskonale! - profesor klasną w dłonie, a ja uśmiechnęłam się blado. - A więc chciałem ci powiedzieć, a raczej poprosić cię, abyś...abyś...ach, to naprawdę głupio z mojej strony...Chciałbym, abyś miała Scorpiusa na oku. Podejrzewamy, że to Lucjusz Malfoy wraz z małżonką stoją za tym morderstwem, a jedyną osobą, która może to potwierdzić jesteś ty.
- Ja? - pisnęłam, czując jak w moim ciele rośnie przerażenie. - Przecież ja nie znam państwa Malfoyów!
   Longbottom warknął sam na siebie, odwracając się do mnie plecami.
- Wiedziałem, że nie powinienem cię o to prosić! Sama nic nie zdziałasz...potrzebny jest jakiś Ślizgon, który będzie miał stały kontakt ze Scorpiusem, a nie młoda Gryfonka...
- Ale chwila moment! Mogę spróbować coś zdziałać, ale nie obiecuję, że będą widoczne efekty. Tak się składa, że ja i Scorpiusa jesteśmy...kolegami i nawet często rozmawiamy. Spróbuję się mu przypatrzeć, ale wątpię, że coś dojrzę. On wydaje się nieszkodliwy. Poza tym...- już miałam przytoczyć słowa Malfoya, ale w porę ugryzłam się w język. - ...w sumie to nic.
- Naprawdę? Spróbujesz? - zapytał profesor z nadzieją w głosie, a ja przytaknęłam nieśmiało. - Wspaniale! Składaj mi raporty co jakiś czas, zgoda? Możesz zostawać po lekcjach...Muszę znać każdy szczegół!
- Oczywiście...
- Och, dziękuję ci, Rose! To właśnie twoi rodzice podsunęli mi pomysł, abym cię wtajemniczył. Zawsze wiedziałem, że Ron i Hermiona mają mądre głowy! Nie myliłem się! - Longbottom robił się coraz bardziej szczęśliwy. - Ale obiecaj mi jeszcze jedną rzecz! Nikomu, ale to NIKOMU nie powiesz o czym teraz rozmawiamy i o twoim śledztwie. To musi być tajemnica, rozumiesz?
- Rozumiem i obiecuję. Nie powiem ani słowa.
- Ech...kiedyś myślałem, że to jakiś Potter będzie głową Hogwartu...A tu się okazuje, że to Weasleyówna! Mam nadzieję, że moja córka też będzie taka jak ty...Ale tego dowiem się dopiero za trzy miesiące!
   Udałam zaskoczoną.
- To pańska żona jest w ciąży? - zapytałam, szczerząc się sztucznie.
- O tak! Ja i Luna* spodziewamy się dziecka - odpowiedział dumnie nauczyciel. - No, ale już dosyć pogaduszek. Zmykaj do klasy i pamiętaj - nikomu ani mru mru!
   Pożegnałam się z profesorem Neville'm i pognałam do klasy. Weszłam cicho i od razu zajęłam swoje miejsce, nie mówiąc nikomu co chciał ode mnie profesor... Reszta lekcji minęła bardzo szybko. Wychodząc z sali, natknęłam się na mały liścik, który leżał pod jedną z ławek. Rozwinęłam go szybko, spojrzałam na charakter pisma i od razu wiedziałam do kogo należał...Do Scorpiusa Malfoya.

Wieczorem, siedząc samej w swoim dormitorium, nagle przypomniałam sobie o liściku znalezionym w sali od transmutacji. Wyjęłam pomięty pergamin z kieszeni szaty i rozwinęłam go szybkim ruchem. Obejrzałam dokładnie list, po czym wysnułam następujący wniosek : w rozmowie uczestniczyły trzy osoby; Scorpius, Carol i zapewne Tom. Od razu wiedziałam o czym pisali...Wystarczyło się tylko upewnić.
    Sprawdziłam szybko, czy nikt się nie zbliża, rzuciłam na dormitorium zaklęcie ochronne, po czym zaczęłam czytać...

Scorpius :
Chłopaki, dłużej tak nie mogę! Jak dalej tak pójdzie, to na pewno wyciągnie ze mnie prawdę!

Carol :
Stary, nie daj się! Nie możesz się wydać, bo inaczej będzie po nas! Chcesz tego?

Tom :
Carol ma rację. Musisz wytrzymać. Jeśli się przed nią wygadasz, ona przekaże wszystko McGonagall!

Scorpius :
Rose taka nie jest...Nie puści pary!

Carol :
Jest Gryfonką. To powinno ci wystarczyć...Ludziom z Gryffindoru nie można ufać!

Tom :
Zdradzą każdego...

Carol :
Tylko się mówi, że Ślizgoni są fałszywi! Tak naprawdę to Gryfoni nie są godni zaufania. Dlatego jeśli jej powiesz, pożałujesz.


Scorpius :
Ech...dobra. Nie powiem. Ale ona uczy się wyważyć Felix Felicis. Jeśli jej się uda i mnie o coś zapyta, powiem wbrew swojej woli!


Tom :
Więc nie daj się!

Carol :
Bo poznasz gniew Slamsa i Gubbona! Zrozumiano?

Scorpius :
Zrozumiano...


   Odrzuciłam karteczkę na podłogę, łapiąc się za usta. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Malfoy coś ukrywa! Nie wiedziałam jeszcze co dokładnie, ale miałam wrażenie, że niedługo się dowiem...Już niedługo.
   Tej nocy w ogóle nie zmrużyłam oka. Byłam zbyt zajęta...uczeniem się regułki pewnego zaklęcia. Jakiego, zapytacie? Felix Felicis, oczywiście! 


----------------------------
* W rzeczywistości nie wiadomo było z kim ożenił się Neville. Ja jednak przybrałam sobie, że z Luną Lovegood. Mam nadzieję, że to Wam nie przeszkadza.

  

5 komentarzy:

  1. Fajne opowiadanko. Dopiero teraz znalazłam twojego bloga na internecie i muszę przyznać że jestem zadowolona. Będę wchodzić i czytać nowe notki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło jest tak wrócić sobie z obozu ze świadomością, że czeka mnie nowa notka na Rose, jak zwykle rewelacyjna! Szczególnie, że zeswatałaś Neville'a z Luną(chociaż uważam, że Rowling powinna to zrobić:)
    Ale żeby od razu w ciąży?!? Wydają mi się trochę za mało odpowiedzialni na dziecko, ale może zmądrzeli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, może. ;d Dzięki za miłe słowa, ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie - jak się podoba nowy wygląd bloga?

      Ola

      Usuń
  3. kiedy będzie kolejny wpis :(

    OdpowiedzUsuń
  4. hej :D trafiłam na twojego bloga przypadkiem kiedy szukałam zdj do mojego opowiadanie )też o Rose ;) )
    i od pierwszej notki mnie zafascynowało :D
    przeczytałam wszystko i jestem zachwycona ;)
    czekam niecierpliwie na nową notkę a tymczasem dodaję cb i bloga do obserwowanych:)
    to mój blog wpadnij :D
    http://magiczna-szatynka-zhogwartu.blogspot.com/
    z nadzieją że się odwdzięczysz życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń

Napisz co sądzisz o blogu i daj link do swojego!