piątek, 15 czerwca 2012

13. Sekrety domu Malfoyów.

Wiem, że minęło sporo czasu od ostatniej notki, ale jakoś nie miałam czasu, aby napisać nową. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli ten rozdział nie spełni Waszych oczekiwań, bo piszę go na szybko. A teraz krótka wiadomość dla Świstoświnki :
Tak, tak. Mało dzieje się między Rose, a Scorpiusem, ale obiecuję, że niedługo to naprawię. Na razie jednak, Rose ma inne zmartwienia, więc nie myśli o miłości. ;) Ale spokojnie! Jeszcze wrócę do tego wątku ''wzajemnego zakochania''.


~*~


   Następnego ranka, biegłam przez Hogwart, w poszukiwaniu Scorpiusa. Musiałam koniecznie zapytać go o śmierciożerców. Wiedziałam, że jego dziadek, babka i ojciec udzielali się dla Sami-Wiecie-Kogo i na pewno wiedzieli kto może chcieć znowu założyć czarną pelerynę.
   Jednocześnie obawiałam się, że to Scor może zmienić zdanie. Kiedyś zapewniał mnie, że nie interesuje się czarną magią, ale przecież ludzie się zmieniają. Zwłaszcza czarodzieje. A tacy jak on, w szczególności.
   Zbiegłam do lochów i spojrzałam na przejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Nie miałam bladego pojęcia jak dostać się do środka, więc nie pozostawało mi nic innego, niż czekać na jakiegoś Ślizgona, który wprowadzi mnie do środka, albo zawoła Malfoya. Usiadłam więc na ziemi, oparłam się wygodnie o ścianę i rozpoczęłam czekanie.
   Siedziałam tak około półtorej godziny. W końcu na miejsce przybyłam około szóstej nad ranem, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Jednakże wreszcie ktoś wyszedł z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Tym kimś był Tom.
- A ty tu czego? - warknął do mnie, gdy wstałam i spojrzałam na niego.
- Zawołaj Scorpiusa - nakazałam mu władczym tonem. Czułam się wyższa od niego. Każdy się tak czuł.
   Tom pochodził z biednej rodziny czarodziejów. Jego rodzice też kiedyś byli śmierciożercami, ale szybko zorientowali się co wyprawiają i odeszli od ''mrocznej sekty''. Wszyscy czarodzieje unikali jego rodziny, bo jak sądzili ''ci Slamsowie (bo tak na nazwisko ma Tom - Slams) to jacyś podejrzani ludzie. Dawniej zwolennicy Czarnego Pana, dzisiaj zwykli szmaciarze, chociaż każdy wie, że dalej bawią się czarną magią''. Ja osobiście nie wiedziałam, czy to prawda, ale też nie zadawałam się z tymi czarodziejami. Wolałam nie ryzykować...
- No zawołasz go, czy sama mam tam wejść? - zapytałam po chwili.
- Nie wejdziesz. Nie znasz hasła - burknął Tom.
- Więc poproś Malfoya, aby wyszedł do mnie!
   Slams pokręcił głową, uśmiechając się szyderczo.
- Dlaczego?! - jęknęłam.
- Nie lubię cię.
- Przecież nie karzę TOBIE rozmawiać ze mną, a chcę abyś tylko zawołał Scorpiusa! Czy to takie trudne? - skrzywiłam się.
- Dla kogoś n o r m a l n e g o to nie byłoby trudne, ale jeśli chodzi o ciebie to...- Tom nie skończył, bo przerwałam mu krzykiem :
- Masz zawołać Malfoya, ale już! - wyjęłam różdżkę. - Jak nie to potraktuję cię Drętwotą!
   Slams spojrzał na mnie zaskoczony, po czym wybuchnął śmiechem. Wiedziałam, że nie traktuje mnie poważnie. Ja nigdy nie używałam zaklęć, aby kogoś zaszantażować. Jeśli już to w obronie własnej, a i tak preferowałam obcasy w butach. Skuteczniej działały.
- Ty...naprawdę myślisz...że...się ciebie....boję? - wydukał Tom, pokładając się ze śmiechu. - Taka...szlama...jak ty...mi grozi?!
   Nie wytrzymałam; wycelowałam różdżką w Toma, czując, że lada chwila eksploduję.
- Jak mnie nazwałeś?! - wydusiłam przez zęby. - Pytam : jak mnie nazwałeś?!
- SZLAMĄ! Nazwałem cię szlamą!
- Jeśli chcesz wiedzieć, wstrętny Ślizgonie, jestem czystej krwi! Czystszej niż twoja! Ty masz brudną krew! Jest cała w gnoju! Tak jak twoja rodzina! - syknęłam, a Tom zrobił się czerwony jak burak.
   Chwycił mnie za ramiona, przycisnął mocno do siebie i już miał mi coś zrobić, kiedy z Pokoju Wspólnego Slytherinu, wyszedł Scorpius. Spojrzał na nas zaskoczony, a raczej przerażony i widząc co się dzieje, odciągnął Slamsa ode mnie. Pchnął go na ścianę, sprawiając tym samym, że jego ''kumpel'' się wywrócił, po czym przeniósł wzrok na mnie.
- Co tu się stało? - zapytał, starając się o opanowany ton głosu.
- Nic...- skłamałam, masując sobie obolałe ramiona.
- Czyżby? Więc dlaczego Tom zamienił się w lwa, który upolował swoją antylopę? - podniósł brwi Malfoy.
   Wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok.
- Rose - zaczął Scor, takim tonem, jakby chciał mnie nawrócić - co mu powiedziałaś? Powiedz mi prawdę. Ja poznam, czy kłamiesz. Zawsze jak to robisz w twoich oczach czają się takie dziwne ogniki.
   Westchnęłam głośno, spojrzałam gardzącym wzrokiem na Toma, po czym przeniosłam oczy na Scorpiusa.
- Chciałam, aby cię zawołał. Nie chciał, więc zaczęliśmy się kłócić i wtedy on nazwał mnie...najgorsza obraza wśród czarodziejów...
- Szlama? - przerwał mi Malfoy.
- Tak. Jak ty w ogóle możesz to wymawiać? Ale nie istotne...Zdenerwowałam się i powiedziałam, że jego krew jest cała w gnoju. Tak samo jak cała rodzina Slamsów. Tym całkowicie wyprowadziłam go z równowagi i wtedy zjawiłeś się ty - opowiedziałam, zastanawiając się, czy niczego nie przeoczyłam.
   Malfoy stał zamyślony i wpatrywał się w jakiś punkcik na ścianie. Ja zaś zaczęłam oglądać swoje ramiona; były mocno czerwone.
- Ale chwila...Chciałaś, żeby mnie zawołał, tak? - kiwnęłam głową. - Po co?
- Bo...chciałam cię coś zapytać...Od tego zależy nasza przyszłość.
- Powiedziałaś : nasza? - oczy Scorpiusa zaświeciły się.
- Moja, twoja i całego Hogwartu. W zasadzie to całego świata czarodziejów. To bardzo ważne! - wyjaśniłam, zerkając ukradkiem na Toma, który próbował wstać.
- Więc pytaj - uśmiechnął się blondyn. - Zamieniam się w słuch.
- Nie tutaj. Przejdźmy się - wyszeptałam, jakby w obawie, że ktoś inny mnie usłyszy. - Zgoda?
   Scor pokiwał głową i ruszyliśmy przed siebie. Dokąd? Nie wiedziałam.


***


   Znajdowaliśmy się akurat na drugim piętrze, kiedy Malfoy spojrzał na mnie i ponownie poprosił, abym zadała swoje pytanie. Westchnęłam głęboko, po czym wypowiedziałam pytanie, tak szybko, że sama się nie zrozumiałam : 
-Czywtwojejrodziniedalejsąśmierciożercyiczytyteżnimjesteś?
   Chłopak wpatrywał się we mnie z głupią miną, jakbym była nauczycielką i zapytała go o coś, o czym nigdy nikt nie słyszał. 
- Eee...możesz powtórzyć? - jęknął, po chwili. 
- Wybacz...Po prostu chciałam wiedzieć, czy...czy twoi...twoi dziadkowie wciąż są...no wiesz...? 
   Malfoy myślał chwilę nad sensem moich słów, po czym wypalił : 
- Ooo! O to ci chodzi! Czy są śmierciożercami, tak?
- Ciiii! Tak, to chcę wiedzieć, ale nie krzycz tak, bo ktoś nas usłyszy! - zakryłam mu usta dłonią. - Słuchaj, nie zrozum mnie źle, ale po prostu się martwię! Ojciec napisał do mnie list, w którym powiadomił mnie, że jakiś mugol został zamordowany przez śmierciożercę. Z tego co wynikało z opowiadań mojego wujka, Harry'ego, podczas bitwy o Hogwart wszyscy zwolennicy Sam-Wiesz-Kogo ponieśli śmierć. Wszyscy, oprócz twoich dziadków i ojca, którzy odeszli z pola walki. Po przeczytaniu wiadomości od rodziców, od razu pomyślałam, że to może twoja rodzina chce odbudować dawną armię Czarnego Pana. Dlatego cię zapytałam... 
   Scorpius wpatrywał się we mnie, jakby lekko urażony, po czym powiedział :
- Owszem. Moja rodzina wciąż ma w sobie odrobinę ze śmierciożerców, ale nie sądzę, że mój ojciec kogokolwiek by zabił. Nie jest do tego zdolny. On nawet nie umie rozbroić czarodzieja! 
   Prychnęłam.
- Czyżby? A kto to zrobił Dumbledore'owi, feralnej nocy, kiedy ów dyrektor poniósł śmierć? Właśnie Draco! Miał go nawet zabić, ale był zbyt słaby. Severus Snape go wyręczył. 
- N-naprawdę? Mój ojciec...mój ojciec miał zabić Dumbledore'a? Ja nie wiedziałem. On mi nigdy nie opowiadał, że...że to z jego rąk największy czarodziej na świecie miał umrzeć! Och, to doprawdy fantastyczne, choć zarazem okropne... 
- Twój ojciec nie powiedział ci wielu ważnych rzeczy, Scorpius. Ale teraz to nie jest najważniejsze! Ważniejsze jest to, czy twoja rodzina chce odbudować armię Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać! - zapiszczałam. 
- Voldemorta - poprawił mnie Scorpius. 
- Tak. Właśnie jego. Musisz się tego dowiedzieć! Jeżeli chcą to zrobić, zaatakują Hogwart, a wtedy wszyscy zginiemy, rozumiesz? James, czy Albus nie są tak zdolni jak wujek Harry i na pewno nie ocalą szkoły. Jedyną osobą, która może to zatrzymać jesteś ty! Możesz nawrócić dziadków i ojca i zaniechać zagładzie szkoły! Dlatego błagam, dowiedz się co planują.
- Mam szpiegować? - skrzywił się Malfoy. 
- Dokładnie. 
- Własną rodzinę...?
- Od tego zależy nasze życie. 
- Nie mogę tego dla nich zrobić! 
- Więc tak po prostu skazujesz swoich przyjaciół na śmierć, tak? 
- Nikt nie umrze! 
- Umrze, jeśli nie dowiesz się, czy twoja rodzina nie wróciła do czarnych peleryn! Czy żądam tak wiele? Wystarczy zapytać ojca, czy Lucjusz Malfoy przypadkiem nie zamierza przywrócić dawnej armii! 
- Oni nic mi nie powiedzą! Nie ufają mi tak bardzo! 
- Więc komu ufają?
- Nikomu, rozumiesz?! Cały czas siedzą zamknięci w jednym pokoju i nie wpuszczają tam ani mnie, ani mojej matki. Jak pytam ojca, co tam robią to ten wybucha wrzaskiem, że już żadnych tajemnic nie można mieć w tym domu! Jak mam więc zapytać o śmierciożerców? Nigdy nie wpuszczą mnie do tej ich ''tajnej organizacji''.
   Stałam chwilę jak wryta, po czym plasnęłam się w czoło. 
- Czy ty nic nie rozumiesz? - zwróciłam się do Scorpiusa. - Oni knują plan napadu na Hogwart! 
- Ty masz jakąś obsesję, czy co? 
- Nie, nie mam żadnej obsesji. Po prostu się martwię! Nie chcę powtórki sprzed lat! Dobrze wiesz, że nie damy sobie rady - w moich oczach pojawiły się łzy. Scorpius, widząc to, objął mnie. 
- Dobrze, już dobrze. Spróbuję się czegoś dowiedzieć, tylko się nie denerwuj - wyszeptał mi do ucha, a ja odwzajemniłam uścisk. - Tylko wiedz, że szanse na to, że mi coś powiedzą są nikłe, a raczej w ogóle ich nie ma. Rozumiesz? - pokiwałam głową. 
   Staliśmy tak wtuleni w siebie około minuty, aż w końcu oderwałam się od Malfoya, otarłam mokre policzki i spojrzałam na zegar, wiszący na jednej ze ścian. Była pora śniadaniowa. 
- Lepiej chodźmy do Wielkiej Sali, bo zaraz będą gadać, że coś kombinujemy - powiedziałam, a Scor skinął głową. 
   Ruszyliśmy do Wielkiej Sali, wciąż w transie po rozmowie. Cały czas myślałam o rodzinie Malfoyów. Nie miałam prawie żadnych wątpliwości, że to właśnie oni stoją za morderstwem tego mugola. W końcu kiedyś byli po stronie zła, a takie coś nie przemija. Na pewno chcą zemścić się za Czarnego Pana i wreszcie wpadną na pomysł jak ta zemsta ma wyglądać. Oby tylko nie dotyczyła nikogo z nas...
   Wciąż otoczona takimi myślami, przeżyłam jakoś ten dzień. 


~*~


O kurczę! Jaka krótka notka wyszła...Myślałam, że dorówna poprzedniej, no ale cóż...;) Wiem, że może z czymś przesadziłam, ale cały czas mam wrażenie, że w opowiadaniu brakuje akcji. Nie mogę jeszcze zacząć opisywać, tego co chcę, bo to dopiero 13 rozdział i jeszcze za wcześnie, dlatego na razie wieje nudą. xD No, ale od oceniania jesteście Wy. ;)
A teraz kończę już tego posta i biorę się za MENU, które już dzisiaj pojawi się na górze bloga, także zapraszam do przeglądania go! :D Czeeść!